Pomocy! Mój kot nie chce jeść

wpis w: kocie historie | 0

Czy spotkaliście się kiedyś z zapytaniami na kocich forach: „Ratunku! Mój kot nie je. Co to może być?”.

Ja widziałam takie wielokrotnie. Zdarzyło mi się też parokrotnie, że ktoś do mnie zgłaszał się o taką poradę. Jedyna słuszna odpowiedź to: „Udaj się bezzwłocznie do lekarza weterynarii!”. Brak apetytu może być objawem mnóstwa jednostek chorobowych, czasami zaburzeń behawioralnych, bywa, że konieczne jest wprowadzenie jakiś zmian w diecie. Jednak pierwszy krok zawsze należy wykonać do lecznicy.

Do napisania tego wpisu zainspirowała mnie historia pewnej koteczki, w której pomoc zaangażowałam się od niecałych dwóch miesięcy. Długo zastanawiałam się czy opisywać tę sprawę. Myślę jednak, że można z niej wyciągnąć całkiem sporo nauki.

Na początku stycznia moja znajoma, która pomaga zwierzakom otrzymała telefon, że jest kotka, która potrzebuje pomocy. Zgłoszony problem to kotka nie je i coś majstruje łapką przy pyszczku, jej opiekunem jest głuchoniemy pan, który niestety miewa też problemy z alkoholem 🙁

Podjęliśmy się pomocy. Ja zaczęłam jeździć z koteczką do lecznicy, a znajoma wspierała finansowo leczenie z bazarków charytatywnych.

Miałyśmy nadzieję, że to nic poważnego, po wywiadzie obstawiałyśmy problem z zębami. Niestety szybko okazało się, że diagnoza była tą najgorszą z możliwych. Koteczka ma bardzo zaawansowaną chorobę nowotworową – rak płaskonabłonkowy rozwinął się  w rejonie żuchwy 🙁 Zmiana ta ogranicza mocno otwieranie pyszczka i powoduje przy tym ból. Po konsultacjach zapadła decyzja o leczeniu terminalnym i podawaniu długodziałających leków zwiększających w miarę możliwości komfort życia kotki. Niestety na inną pomoc już jest za późno.

Dodatkowo leczenie utrudnia problem alkoholowy, systematyczne podawanie leków przez opiekuna stoi niestety pod znakiem zapytania 🙁 Wizyt również trzeba bardzo mocno pilnować i się przypominać, bywa że parokrotnie nie ma nikogo i trzeba robić wiele prób aby udać się na wizytę, kontakt jest bardzo ciężki. Niestety nie można też zazwyczaj liczyć na jakąkolwiek informację jak kot się czuje na co dzień.

Przyznam, że bardzo się boję tego momentu, gdy trzeba będzie koteczkę poddać eutanazji, co jeśli kot będzie bardzo cierpiał a opiekun tego nie zauważy, albo my przy okazji kontroli zauważymy, ale opiekun będzie akurat pod wpływem i nie będzie do końca świadomy decyzji. Wiem, że niektóre osoby powiedzą, że należałoby kota uśpić już teraz, też wielokrotnie mi ta myśl powraca czy to już właściwy moment, jednak ta decyzja nie należy do mnie, dopóki lekarz nie uzna, że jest takie wskazanie, na pewno nie będę do tego namawiała właściciela.

Nie wyobrażam sobie niestety w tej sytuacji odebrać kotki i przejąć nad nią całkowicie opieki. Nie wiem czy właściciel by się na to zresztą zgodził. Widać, że kocha swoje koty (w domu jest jeszcze druga kotka, przy okazji wyłapałyśmy u niej bardzo zaawansowany katar, ale na szczęście udało się to łatwo wyleczyć). Żyła z tym człowiekiem przez kilkanaście lat (ponoć ma 18 lat), tak duży stres prawdopodobnie by tylko zaszkodził, a najprawdopodobniej pozostało jej już bardzo niewiele czasu, rokowania są tak ostrożne, że zawsze żegnamy się z lekarzem mówiąc: trzymajmy kciuki, że do zobaczenia.

Dlaczego postanowiłam podzielić się z Wami tą historią? Po części chyba troszkę mi ulży, że komuś o tym opowiem. Ja wyciągam z tej historii jednak też kilka nauk… Po pierwsze reagujmy na krzywdę zwierząt i starajmy się im pomóc. Ja w takich trudnych sytuacjach zawsze skupiam się na tym, że pomagam tak na prawdę głównie zwierzakowi, a nie jego opiekunowi (oczywiście ten kontakt z opiekunem jest niezbędny – musimy zawsze mieć też na uwadze własne bezpieczeństwo, na szczęście ten pan nawet pod wpływem alkoholu jest bardzo życzliwy).  Po drugie nigdy nie udzielajmy porad przez internet czy telefonicznych, typu mój kot nie je co to może być ani nie szukajmy takich porad w internecie. To może być niemal wszystko i konieczna jest diagnostyka u lekarza weterynarii. Po trzecie czasami zwiększenie komfortu tego życia które pozostało zwierzęciu i pomoc w godnej śmierci bywa również pomocą. No i w sumie ostatnia rzecz, ale dość oczywista, alkoholizm to bardzo poważny problem 🙁

PS Niestety nie mam nawet dobrego zdjęcia koteczki, gdyż straszna z niej wiercipięta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *